niedziela, 27 maja 2012

Recenzja spektaklu Nosferatu



Zaproszenie na spektakl Nosferatu dostałam tego samego dnia, którego miał być wystawiany. Decyzje podjęłam spontanicznie - nie było czasu zapoznać się bliżej z treścią spektaklu co wpłynęło na brak konkretnych oczekiwań względem niego. Mimo że tematyka związana z wampirami nie jest mi obca, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z Drakulą –  filmem lub powieścią Brama Stokera – bezpośrednią inspiracją przedstawienia. Spektakl w reżyserii Grzegorza Jarzyny - dyrektora TR jest wystawiany w Teatrze Narodowym w Warszawie. Obsada jest mieszana (z obu teatrów) i składa się z dziesięciu aktorów.

Tempo przedstawienia jest bardzo wolne, ale jednocześnie trzyma w napięciu. Tajemniczość i niepokój – te słowa dobrze opisują atmosferę tego spektaklu.Skoncentruję się bardziej na efektach wizualnych, bo te szczególnie zapadły mi w pamięć.

Za scenografię i kostiumy odpowiada Magdalena Maciejewska. Duża przestrzeń sceny urządzona jest oszczędnie. Gdzieniegdzie tylko stoi samotnie jakiś mebel, wyraźnie zaznaczając swoje istnienie, wchodząc w pewną rolę. Każdy z tych mebli zapisał mi się głęboko w pamięci, nawet dziś, dwa tygodnie po spektaklu potrafię odtworzyć w pamięci ich wygląd. Efekty specjalne w postaci np. sztucznego dymu, mimo że są prostym zabiegiem, dopełniły całości wrażeń.




Niezapomnianą atmosferę nadał przedstawieniu reżyser światła Jacqueline Sobiszewski. Scena jest zaciemniona, światło wlewa się delikatnie przez okna. Firany falując niespokojnie, wydają się żyć własnym życiem.


Innym efektem budującym hipnotyzującą aurę jest muzyka. Została stworzona specjalnie na potrzeby spektaklu przez wybitnego amerykańskiego muzyka Johna Zorna. Nie jestem pewna na ile za wszystkie trzaski, ptasie piski, szelesty i cały ogrom niepokojących dźwięków odpowiada nowojorczyk, a na ile reżyser dźwięku Piotr Domiński?


Przyjaciółka stwierdziła ze łatwo można było otrzeć się o kicz. To prawda. Spektakl jednak szczęśliwie takiej klasyfikacji umyka. Ja dałam mu się porwać, polecam gorąco:)



P.S. Cukierkowe tło bloga może zakłócać atmosferę zdjęć, polecam oglądać je w powiększeniu:)

zdjęcia pochodzą z: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

5 komentarzy:

  1. Dwa razy przeczytałam tę recenzję-tak mi się podobała! Bardzo interesujący opis i mimo, że jeszcze nie wiem, czy i kiedy się na ten spektakl wybiorę, to zdecydowanie przybliżyłaś mi jego atmosferę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki:) w tym sezonie już na pewno tego nie grają, wiec masz dozo czasu na przemyślenie sprawy;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Podpisuję się pod wszystkim. Również jestem zachwycona:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma Edzia, ani Dejmona ;(

    OdpowiedzUsuń