Kozieradka to moje największe odkrycie
ostatnich miesięcy. Mimo że informacje na temat cudownych
właściwościach tego ziółka obiegły blogosferę już jakiś czas
temu, nie mogłabym nie wtrącić swoich trzech groszy. Zapraszam na
moją relację z ponad trzymiesięcznego jej stosowania:)
Kozieradkę
wcieram w skórę głowy
po (prawie) każdym myciu, a także czasami zdarza mi się
stosować ją do tonizowania skóry twarzy (mniej regularnie).
Efekty jakie osiągnęłam zawzięcie
wcierając kozieradkę w skórę głowy są krzepiące: pojawiła się
ogromna ilość bejbików (dla niewtajemniczonych: nowych włosów).
Zagęszczenie czupryny jest na tyle widoczne, że zwróciło uwagę
przyjaciółki, która twierdzi, że nie widać mi już prawie
przedziałka:). Swoją przygodę z kozieradką zaczęłam w
krytycznym dla moich włosów momencie, kiedy leciały mi z głowy na
potęgę, a spadek objętości włosów był już mocno wyczuwalny. Z
pomocą przyszła właśnie kozieradka. W tempie błyskawicznym
rozprawiła się z problemem- w ciągu około dwóch tygodni od
zaczęcia kuracji włosy przestały wypadać.
Jedyną zaobserwowaną wadą tego
specyfiku jest jego zapach, który (nie okłamujmy się) nie należy
do najprzyjemniejszych. I to nie tylko moja opinia, zdecydowana
większość osób mających do czynienia z kozieradką skarży się
na jej specyficzny smrodek.
Jest na to sposób- przygotowywanie
każdej porcji bezpośrednio przed aplikacją, lub trzymanie jej w
lodówce. Z moich obserwacji wynika, że smrodek zazwyczaj wychodzi
na drugi dzień, dotyczy to porcji trzymanych poza lodówką, mimo
ich uprzedniego zakonserwowania. Efekty są jednak na tyle
spektakularne, że kwestia zapachu schodzi na dalszy tor.
Dodatkowo na korzyść kozieradki
przemawia jej cena. Swoją kupuję w sklepie zielarskim i płacę za
nią ok 2,5 zł. Opakowanie 50 g starcza na kilka kubków wcierki.
Kozieradka ma postać drobno zmielonego żółtego proszku.
Płyn z kozieradki nakładam na skórę
głowy pipetką - ten sposób aplikacji jest moim zdaniem
najwygodniejszy. Nie zauważyłam wpływu na przetłuszczanie się
skóry głowy.
Przygotowanie wcierki również nie
sprawia kłopotów:
Do kubka wsypujemy jedną łyżkę
stołową kozieradki, zalewamy wrzącą wodą, mieszamy.
Zaparzamy pod przykryciem 15/30 min.
Po tym czasie płyn ostrożnie
przelewamy do odpowiedniego pojemniczka (ważne żeby nie mieszać po
zaparzeniu- nasionka opadają na dno)
Ja jeszcze dodatkowo konserwuję całość
FEOGiem. Jeśli tego nie zrobimy trzymajmy nasz specyfik w lodówce.
Kozieradkę w takiej postaci można
także traktować jak tonik i przecierać nią twarz.
Moja cera bardzo dobrze na nią
reaguje- jest wyraźnie uspokojona, a pory są ściągnięte. Wiem,
że wiele dziewczyn z powodzeniem stosuje ją na trądzik. Cery
problematyczne powinny spróbować.
Używacie kozieradki? Jeśli tak, jakie
są u Was efekty? Możecie polecić inne sprawdzone wcierki?
Pozdrawiam, di!